„Mówię zupełnie poważnie” – odpowiedziałem. „Rozmawiałem już z prawnikiem. Zostanę u Colleen, dopóki nie ustalimy szczegółów logistycznych”.
To przykuło jego uwagę. Wyciszył telewizor i odwrócił się do mnie, a jego wyraz twarzy zmienił się z rozbawienia w konsternację, a potem w coś, co przypominało strach.
„Czekaj, co? Nie możesz po prostu… Przecież nawet o tym porządnie nie rozmawialiśmy.”
„Rozmawialiśmy o tym od miesięcy” – powiedziałem. „Po prostu nie słuchałeś”.
„To szaleństwo. Nie możesz się ze mną rozwieść, bo nie spodobał mi się jakiś album ze zdjęciami”.
Jego głos stawał się coraz bardziej podniesiony, a początkową ignorancję zastąpił w nim lęk.
„Nigdy nie chodziło o album ze zdjęciami” – powiedziałam cicho. „Chodziło o lata poczucia się niewidzialną, o lata słuchania, że moje uczucia są zbyt wygórowane, moje potrzeby krępujące, a moja miłość żałosna. Chodziło o oddanie wszystkiego, co miałam, komuś, kto nie zadał sobie trudu, żeby się odwdzięczyć”.
Nathan wstał i zaczął gwałtownie gestykulować.
„Próbowałem. Przyniosłem ci kwiaty. Zabrałem cię na kolację. Co innego miałem zrobić?”
„Miałeś się przejmować” – powiedziałam. „Nie dlatego, że cię o to prosiłam. Nie dlatego, że bałeś się mnie stracić, ale dlatego, że naprawdę chciałeś mnie uszczęśliwić. A nigdy tego nie zrobiłeś. Ani razu w całym naszym małżeństwie nie zrobiłeś dla mnie niczego tylko dlatego, że chciałeś zobaczyć mój uśmiech”.
Otworzył usta, żeby zaprotestować, a potem je zamknął. Widziałem, jak przeszukuje pamięć, próbując znaleźć przykład, który udowodniłby, że się mylę. Cisza się przeciągała, gdy nic nie znalazł.
„Mogę się zmienić” – powiedział w końcu, ściszając głos. „Mogę być lepszy. Daj mi tylko kolejną szansę”.
„Dałem ci sześć lat szans” – odpowiedziałem. „Dałem ci każdą szansę, jaką miałem, a ty wykorzystałeś je wszystkie, żeby pokazać mi, że moje uczucia się dla ciebie nie liczą. Już się nie gniewam, Nathan. Po prostu mam dość”.
Rozpacz w jego oczach niemal mnie zachwiała. Prawie. Ale potem przypomniałam sobie wszystkie noce, kiedy płakałam do snu, podczas gdy on chrapał obok mnie, nieświadomy niczego. Przypomniałam sobie wszystkie wyjątkowe okazje, które zrujnował swoją obojętnością. Przypomniałam sobie, jak mała i bezwartościowa się przez niego czułam. Jak przez lata wierzyłam, że coś jest ze mną nie tak, skoro pragnęłam być kochana.
„Proszę” – powiedział, a słowo to zabrzmiało obco w jego ustach. „Proszę, nie rób tego. Kocham cię”.
„Uwielbiasz samą myśl o mnie” – poprawiłam go. „Uwielbiasz mieć kogoś, kto się o ciebie troszczy, kto zarządza twoim życiem, kto sprawia, że czujesz się ważny, nie oczekując niczego w zamian. Ale ty mnie nie kochasz. Nawet mnie nie znasz. I nie jestem pewna, czy kiedykolwiek chciałeś mnie znać”.
Jego twarz się skrzywiła, ale ja naciskałam dalej. Cieszę się, że się uczysz i rozwijasz. Mam nadzieję, że to pomoże ci w przyszłych związkach, ale nie mogę się cofnąć. Nie odbuduję zaufania z kimś, kto przez lata uczył mnie, że moja miłość jest nic nie warta. Nawet jeśli całkowicie się zmienisz, zawsze będę pamiętać, jak się przez ciebie czułam. Zawsze będę pamiętać słowo „żenujące”, które wypowiedziałeś. Zawsze będę pamiętać „żałosne”. Te rany nie goją się tylko dlatego, że przepraszasz.
Opadł z powrotem na kanapę, zbladł. Po raz pierwszy odkąd go znałam, Nathan wyglądał na autentycznie zdruzgotanego. Pewny siebie, lekceważący mężczyzna, który nazwał moją miłość żenującą, zniknął, zastąpiony przez kogoś, kto dopiero zaczynał rozumieć, co stracił.
„To naprawdę się dzieje” – powiedział bardziej do siebie niż do mnie.
„Tak” – potwierdziłem. „Tak jest”.
Już spakowałem torbę. Umówiłem się na nocleg u Colleen. Decyzję podjąłem już kilka tygodni temu. Ta rozmowa była tylko formalnością. Wziąłem walizkę z korytarza i ruszyłem w stronę drzwi.
„Judith, zaczekaj.”
Odwróciłam się ostatni raz. Nathan wciąż siedział na kanapie, patrząc na mnie z wyrazem twarzy, którego nigdy wcześniej nie widziałam. Wyglądał na zagubionego. Wyglądał na przestraszonego. Wyglądał jak człowiek, który właśnie zdał sobie sprawę, że życie, które uważał za oczywiste, wymyka mu się z rąk.
„Mam nadzieję, że wyciągniesz z tego wnioski” – powiedziałam. „I mówiłam poważnie. Mimo wszystko nie nienawidziłam Nathana. Po prostu przestałam go kochać. Mam nadzieję, że następna kobieta, która pojawi się w twoim życiu, nie będzie musiała błagać o twoją uwagę tak jak ja. Mam nadzieję, że nauczysz się być partnerem, a nie pasażerem”.
Nie odpowiedział. Po prostu siedział i patrzył, jak odchodzę, jakby wciąż nie mógł uwierzyć w to, co się dzieje.
Droga do domu Colleen przebiegła w ciszy. Nie płakałam. Nie czułam ulgi, triumfu ani smutku. Po prostu czułam pustkę, tak jak człowiek czuje się pusty, gdy w końcu odkłada coś ciężkiego, co nosi się zbyt długo. Ciężar zniknął, a pozostał tylko ból w miejscach, gdzie kiedyś spoczywał.
Colleen czekała na mnie przy drzwiach. Nic nie powiedziała, tylko przytuliła mnie i trzymała tak przez dłuższą chwilę. Kiedy w końcu się od siebie oderwaliśmy, zaprowadziła mnie do środka, zrobiła herbatę i siedziała ze mną w milczeniu, aż byłem gotowy do rozmowy.
„Jak się czujesz?” zapytała w końcu.
Zastanowiłem się nad tym przez chwilę.
„Wolny” – powiedziałem. „Czuję się wolny”.
I po raz pierwszy od lat mówiłem poważnie.
Pierwsze kilka tygodni po rozstaniu z Nathanem było dziwną mieszanką żalu i wyzwolenia. Mieszkałam z Colleen w jej gościnnym pokoju, otoczona nieznanymi meblami i pożyczonymi kosmetykami, a mimo to spałam lepiej niż od lat. Węzeł napięcia, który tak długo ciążył mi na ramionach, zaczął się rozluźniać. Nieustanna czujność, którą zachowywałam, nieustannie monitorując nastroje Nathana, przewidując jego potrzeby, dostosowując się do jego upodobań – wszystko to zniknęło. W jej miejsce zapanowała cisza, która wydawała się niemal święta.
Zaczęłam sobie przypominać, kim byłam przed ślubem. Tak wiele zapomniałam. W niedzielne poranki malowałam akwarele. Chodziłam na długie spacery nad rzeką, nie zaglądając co 5 minut do telefonu. Czytałam powieści dla przyjemności, zamiast przeglądać aktualności, żeby mieć o czym rozmawiać z Nathanem. Te części mnie były zapakowane w pudełka, o których istnieniu nawet nie wiedziałam, a teraz rozpakowywałam je jedna po drugiej.
Nathan dzwonił nieustannie w tych pierwszych tygodniach. Początkowo jego wiadomości były gniewne, oskarżycielskie. Jak mogłam mu to zrobić? Jak mogłam zniszczyć nasze małżeństwo, nie dając mu prawdziwej szansy na naprawienie wszystkiego? Nie odpisywałam. Potem jego ton zmienił się na desperacki. Tęsknił za mną. Nie mógł spać. Nie wiedział, jak beze mnie funkcjonować. Nadal nie odpisywałam. W końcu spróbował targować się. Zrobiłby wszystko. Pójdzie na terapię. Będzie umawiał się na randki, kupował prezenty, cokolwiek zechcę.
Wyłączyłem telefon.
Moja prawniczka, bystra Patricia, którą poleciła Colleen, zajęła się całą formalną komunikacją. Była sprawna i beznamiętna, dokładnie taka, jakiej potrzebowałam. Powiedziała mi, że Nathan niczego nie kwestionuje, że wydaje się niemal oszołomiony i podporządkowuje się. Rozwód będzie prosty. Nie mieliśmy dzieci, a nasz majątek był łatwy do podziału. Okazało się, że życie, które razem zbudowaliśmy, można było rozmontować z niezwykłą łatwością.
Znalazłam własne mieszkanie po około miesiącu. Było małe, zaledwie jednopokojowe, po wschodniej stronie Columbus, ale było moje. Spędziłam cały weekend malując ściany na delikatną szałwiową zieleń, kolor, który Nathan zawsze uważał za zbyt kobiecy. Kupiłam rośliny na parapety, obrazy na ściany i książki na półki. Wypełniłam przestrzeń rzeczami, które sprawiały mi radość, rzeczami, które odzwierciedlały to, kim naprawdę byłam, a nie to, kogo udawałam.
Moi koledzy w pracy zauważyli we mnie zmianę. Mówili, że wydawałam się lżejsza, bardziej obecna. Szef skomentował, że moje wyniki się poprawiły, że byłam bardziej kreatywna i zaangażowana niż od lat. Nie zdawałam sobie sprawy, ile energii pochłaniało moje małżeństwo, jak bardzo byłam wyczerpana ciągłym wysiłkiem, by utrzymać je na powierzchni. Teraz, gdy już nie tonęłam, w końcu mogłam pływać.
Tymczasem Nathan się rozpadał. Słyszałem wieści od wspólnych znajomych, czy tego chciałem, czy nie. Doprowadził dom do ruiny. Codziennie jadał jedzenie na wynos, bo nie umiał gotować. Pojawił się u brata o 2:00 w nocy pijany i płaczący, mówiąc, że zrujnował sobie życie.
Część mnie odczuwała ponurą satysfakcję, czytając te raporty. Większa część po prostu czuła się zmęczona.
Zaczął szczerze próbować mnie odzyskać. Jego desperackie wysiłki były wręcz komiczne. Wysyłał kwiaty do mojego biura codziennie przez tydzień, aż poprosiłam recepcjonistkę, żeby odmówiła przyjmowania od niego przesyłek. Pisał do mnie długie listy, szczegółowo opisując wszystkie swoje zmiany, wszystkie objawienia, których doświadczył, wszystkie obietnice, jakie był gotów złożyć. Pewnego wieczoru pojawił się nawet u Colleen, domagając się spotkania ze mną, aż ta zagroziła, że zadzwoni na policję.
Ironia była druzgocąca. Robił teraz, w panice, wszystko, o co go prosiłam latami. Planował randki, pisał listy miłosne i wykonywał wielkie, romantyczne gesty, ale było za późno. Te gesty brzmiały pusto, bo motywował je strach przed stratą, a nie prawdziwa miłość. Nie próbował mnie uszczęśliwić. Chciał odzyskać życie, które uważał za oczywiste.
Obserwowałem jego chwiejne kroki z daleka i czułem jedynie potwierdzenie. Właśnie taki zawsze był Nathan – ktoś, kto cenił rzeczy tylko wtedy, gdy im je odbierano. Nie zmienił się. Po prostu stał się zdesperowany, a desperacja to nie miłość.
Rozwód został sfinalizowany we wtorek rano późną wiosną. Siedziałam w sali konferencyjnej w sądzie naprzeciwko Nathana i po raz pierwszy od miesięcy naprawdę mu się przyjrzałam. Wyraźnie się postarzał. Miał cienie pod oczami i szarą cerę, której wcześniej nie było. Wyglądał na przybitego, pomniejszonego, jak ktoś, kto w końcu został zmuszony do konfrontacji z konsekwencjami, których nigdy nie sądził, że nadejdą.
Kiedy podpisywaliśmy ostatnie dokumenty, jego ręka drżała. Spojrzał na mnie zaczerwienionymi i błagalnymi oczami, ale ja zachowałam neutralny wyraz twarzy. Nie miałam już nic do powiedzenia. Dokumenty zostały przetworzone. Podpisy zostały poświadczone. I tak po prostu, nasze małżeństwo się skończyło. Sześć lat sprowadzonych do sterty dokumentów i pieczątki sędziego.
Przed budynkiem sądu dogonił mnie Nathan. Wyglądał niemal żałośnie, stojąc na schodach, w pogniecionym garniturze i zgarbionej pozie. Zapytał, czy moglibyśmy porozmawiać tylko przez kilka minut. Wbrew rozsądkowi zgodziłem się. Poszliśmy na ławkę w małym parku po drugiej stronie ulicy i przez chwilę siedzieliśmy w milczeniu.
Wtedy przemówił Nathan.
„Chodzę na terapię” – powiedział – „trzy razy w tygodniu. Próbuję zrozumieć, dlaczego byłem taki, jaki byłem”.
Skinąłem głową, ale nic nie powiedziałem.
„Mój terapeuta twierdzi, że mam unikający styl przywiązania, że od dzieciństwa uczono mnie, że bliskość emocjonalna jest zagrożeniem, że odpychałam każdego, kto się za bardzo zbliżył, ponieważ przerażała mnie wrażliwość”.
Zatrzymał się.
„Nie mówię tego jako usprawiedliwienia. Po prostu próbuję wyjaśnić.”
„Cieszę się, że otrzymujesz pomoc” – powiedziałem i mówiłem poważnie.