łem, jak ostatnia strona obraca się w popiół i po raz pierwszy uświadomiłem sobie, że nie tylko mi coś zostawia. Powierzała mi coś, z czym, jak sądziła, nikt inny nie mógłby sobie poradzić.
Zanim wyszedłem następnego ranka, ścisnęła moją dłoń z zaskakującą siłą. Jej oczy podtrzymywały moje – dzikie i niewzruszone.
„Kiedy przyjdą po to, co nie należy do nich”, szepnęła, „będziesz wiedział. Kiedy nadejdzie czas, będziesz dokładnie wiedział, kiedy uderzyć”.
Nie musiałam długo czekać na moment, który obiecała Evelyn. Nadszedł zaledwie tydzień po jej pogrzebie, gdy żal był jeszcze tak silny, że aż bolał, a cisza w telefonie niemal dawała ukojenie. Moi rodzice napisali do mnie SMS-a poprzedniego wieczoru:
„Czy możesz zostać jeszcze jeden dzień? Musimy porozmawiać o nieruchomościach.”