Leo, z tego, co dowiedziałem się pocztą pantoflową, stał się widmem. Ukrywał się przed panem Goldsteinem, przed swoim kurczącym się kręgiem przyjaciół i, jak podejrzewałem, przed własnym odbiciem. Jego media społecznościowe, niegdyś tętniący życiem strumień sztucznego blasku, zgasły. Biznes „organizowania luksusowych imprez” upadł, pozostawiając za sobą szlak nieopłaconych kontrahentów i niespełnionych obietnic. Złote dziecko zmatowiało i żadna ilość polerowania nie przywróciłaby mu blasku.
Czasem wieczorem wyjmuję prawdziwy pierścionek z aksamitnego pudełka, które teraz dumnie stoi na mojej komodzie, i wsuwam go na palec. Lśni w świetle lampy, nie wspomnieniem zdrady, lecz cichą siłą przetrwania, strategii, sprawiedliwości wymierzonej na zimno. Przypomina mi ogień, który odnalazłem w sobie, determinację, by chronić to, co moje, by szanować własną wartość. Czasem myślę o ich twarzach, o tym, jak ich triumf w mgnieniu oka przerodził się w przerażenie. Chcieli dać mi nauczkę o rodzinie. Zamiast tego, ja nauczyłem ich o zdradzie, o odpowiedzialności, o nieusuwalnym koszcie chciwości.
Aksamitne pudełko wróciło na moją komodę, symbol nie straty, lecz zwycięstwa. Ale moc, prawdziwa moc, jest moja. Sprzedali swoją iluzję kontroli. Ja zachowałem prawdę. A prawda jest zawsze warta więcej niż złoto. Dowiedziałem się, że to najcenniejsza waluta ze wszystkich.