— Żebym więcej was tutaj nie widziała, dla mnie wcale nie jesteście rodziną! — to święto było ostatnią kroplą dla synowej i zmusiła się, by wymagać szacunku.
Chodzi o to, jak należy traktować ludzi.
Kobieta skinęła głową:
— Mogę… mogę czasem przychodzić? Po prostu w odwiedziny, po ludzku?
Anna uśmiechnęła się — po raz pierwszy szczerze, rozmawiając z krewną męża:
— Oczywiście, że możesz.
Od tego czasu święta rodzinne były inne. Nie dlatego, że Anna „wygrała” wojnę, ale dlatego, że nauczyła się bronić swoich granic.
Krewni męża nie traktowali jej już jako pewnik, nie pozwalali sobie na bezceremonialne uwagi.
Ciotka Klawa wciąż była krytyczna, ale teraz powstrzymywała opinie dla siebie.
Wołodia przestał wskazywać niedociągnięcia w domu. Larisa nawet zaczęła pytać o przepisy.
Anna zrozumiała prostą prawdę: szacunku nie da się zdobyć przez uległość.
Można go tylko wymagać.
I kiedy w końcu wymagała szacunku dla siebie, okazało się, że ludzie potrafią go okazać — po prostu wcześniej nikt od nich tego nie wymagał.
Siergiej też się zmienił. Nie próbował już łagodzić sytuacji kosztem żony, nie prosił jej, by „zrozumiała i wybaczyła”.
Nauczył się rozróżniać harmonię rodzinną od przymusu cierpliwości.
A ich własny związek tylko na tym zyskał — zniknął ukryty żal, pojawiła się szczerość i wzajemne wsparcie.
Tamten dzień świąteczny, kiedy Anna wreszcie powiedziała „dość”, nie był końcem relacji rodzinnych, lecz ich nowym początkiem.
Początkiem opartym na szacunku, a nie na zwyczaju tolerowania braku szacunku. I było to o wiele lepsze.