Nazywał się Viktor Sokołow. Otwarcie okazywał arogancję i pogardę.
„Przykro mi, ale ten pasażer ma bilet na to miejsce.
Nie możemy go zmienić” – odpowiedział spokojnie stewardesa, choć Viktor wciąż wpatrywał się w Alevtinę.
„Te miejsca są za drogie dla takich ludzi jak ty” – powiedział sarkastycznie, rozglądając się wokół w poszukiwaniu wsparcia.
Alevtina milczała, choć w głębi duszy czuła się przygnębiona.
Miała na sobie swoją najlepszą sukienkę, prostą, ale schludną – jedyny strój odpowiedni na tak ważną chwilę.
Niektórzy pasażerowie wymieniali spojrzenia, inni kiwali głowami, wspierając Viktora.
W pewnym momencie, nie mogąc się powstrzymać, starsza kobieta delikatnie uniosła rękę i powiedziała cicho:
„Dobrze… Jeśli jest miejsce w klasie ekonomicznej, to się przesunę. Całe życie oszczędzałam na tę podróż i nie chcę nikomu przeszkadzać…”
Alevtina miała osiemdziesiąt pięć lat. To był jej pierwszy lot samolotem.
Podróż z Władywostoku do Moskwy była wyczerpująca: kilometry korytarzy, zgiełk terminali, niekończące się oczekiwanie.
Nawet pracownik lotniska jej towarzyszył, żeby się nie zgubiła.
Ale teraz, gdy jej marzenie było oddalone o zaledwie kilka godzin, groziło jej upokorzenie.
Jednak stewardesa obstawała przy swoim: „Przykro mi, proszę pani, ale zapłaciła pani za ten bilet i ma pani pełne prawo tu być.
Nie pozwól, żeby ktokolwiek pani to odebrał”.
Spojrzała uważnie na Victora i dodała stanowczo:
„Jeśli się pan nie zatrzyma, wezwę ochronę”.
Zamilkł, mamrocząc coś pod nosem, niezadowolony.