Samolot wystartował. Alevtina, zdenerwowana, upuściła torbę, a Wiktor bez słowa pomógł jej zebrać rzeczy.
Oddając torbę, jego wzrok padł na medalion z krwistoczerwonym kamieniem.
„Ładny wisiorek” – zauważył. „Wygląda jak rubin. Znam się trochę na antykach. Jest całkiem sporo wart”.
Alevtina uśmiechnęła się. „Nie wiem, ile jest wart… Mój ojciec dał go mojej matce, zanim poszedł na wojnę.
Nigdy nie wrócił. Mama dała mi go, kiedy skończyłam dziesięć lat”.
Otworzyła medalion, ukazując dwa stare zdjęcia: jedno młodej pary, drugie małego chłopca uśmiechającego się do świata.
„To moi rodzice…” – powiedziała czule. „A to mój syn”.
„Idziesz go zobaczyć?” – zapytał ostrożnie Wiktor.
„Nie” – odpowiedziała Alevtina, spuszczając wzrok. „Oddałam go do sierocińca, kiedy był niemowlęciem”. Nie miałam męża ani pracy.
Nie mogłam zapewnić mu godnego życia. Niedawno go odnalazłam dzięki testowi DNA.
Napisałam do niego… ale odpisał, że nie chce mieć ze mną nic wspólnego. Dziś są jego urodziny.