Robert odchrząknął.
„Czy powinienem wspomnieć o aktualnej cenie rynkowej za penthouse?”
„Proszę, zrób to” – powiedziałem.
„8500 dolarów miesięcznie. Twoja siostra płaciła 4500 dolarów. To 48 000 dolarów zniżki rocznie”.
Zatrzymał się.
„Ciekawy zbieg okoliczności. Dokładnie tyle podobno kosztowała pani Hayes w swoim niedocenionym mieszkaniu”.
Ironia sytuacji nie umknęła uwadze nikogo. Derek wręcz gwizdnął.
Twarz Victorii zmieniła kolor z czerwonego na biały.
„Ty to ustawiłeś. Całe to spotkanie.”
„Ty zwołałaś to spotkanie” – przypomniałam jej. „Ty stworzyłaś pomoce wizualne. Zaprosiłaś wszystkich, żeby byli świadkami mojej edukacji na temat stawek rynkowych”.
„Pani Hayes” – powiedział formalnie Robert. „Jako pani prawnik, powinienem zapytać, jak chciałaby pani postąpić w sprawie zmiany warunków umowy najmu z najemcą?”
Najemca. Słowo zawisło w powietrzu niczym młotek sędziego.
Wiktoria opadła na fotel babci, a jej garnitur wart 3000 dolarów nagle zaczął przypominać zniszczoną zbroję.
„Madison, na pewno możemy o tym porozmawiać prywatnie.”
„To sprawa między dorosłymi, którym się powiodło” – zacytowałem. „Czyż nie tak powiedziałeś?”
„Oto, co się stanie” – powiedziała Victoria, próbując zachować swój autorytet. „Zajmiemy się tym jak rodzina. Madison, dałaś już temu wyraz. A teraz…”
„Postawiłeś mi ultimatum” – powiedziałem spokojnie. „Podpisz umowę najmu albo wyprowadź się za trzydzieści dni, w obecności piętnastu świadków”.
„To było zanim… zanim dowiedziałeś się, że jestem właścicielem tego budynku”.
„Czyli twoje traktowanie mnie było akceptowalne, mimo że myślałeś, że jestem bezsilny?”
W pokoju panowała grobowa cisza. Nawet Derek odłożył telefon.
Wiktoria wstała, prostując ramiona.
„Dobra. Chcesz grać ostro? Pozwę cię do sądu. Eksmisja odwetowa jest nielegalna w Nowym Jorku. Nie możesz podnieść mi czynszu tylko dlatego, że…”
„Bo próbowałeś podnieść mój problem” – wtrącił Robert. „Właściwie pani Hayes nikogo nie eksmituje. Po prostu dostosowuje się do stawek rynkowych. To twoje własne słowa, jak sądzę”.
„To jest odwet.”
„To jest biznes” – powiedziałem. „Coś, co ludzie sukcesu rozumieją, prawda?”
Victoria chwyciła laptopa i włączyła prawo dotyczące lokatorów.
„Mam prawa. Stabilizacja czynszów nie dotyczy budynków z liczbą lokali mniejszą niż sześć.”
„Ale ten budynek ma 24 lokale, więc to by pasowało” – powiedział Robert. „Z wyjątkiem…”
Wyciągnął kolejny dokument.
„Nie masz umowy najmu z czynszem regulowanym. Trzy lata temu wyraźnie prosiłeś o umowę miesięczną. Powiedziałeś, że nie chcesz być z nią związany”.
Przypomniała mi się ta rozmowa. Victoria śmiała się z tego, że trzymała otwarte opcje i że tylko zdesperowani podpisywali długoterminowe umowy najmu.
„To chyba moja wizyta. Idealny moment” – powiedziałem, gdy ktoś znów zapukał do drzwi.
„Kogo jeszcze zaprosiłeś, żeby mnie upokorzyć?” Głos Victorii był ochrypły.
„Nikt. To pewnie pani Chen z 4B. Powiedziałem jej, że dzisiaj dostanę odpowiedź w sprawie przedłużenia umowy najmu.”
Wstałem.
„Ma nadzieję na przeprowadzkę do większego apartamentu, może penthouse’u”.
Wiktoria zbladła.
„Nie zrobiłbyś tego.”
„A co nie? Wynająć najemcy, który ma odpowiednie kwalifikacje i płaci stawki rynkowe?”
Podszedłem do drzwi.
„A może chciałeś podpisać nową umowę najmu? 8500 dolarów miesięcznie. Pierwsza, ostatnia rata i kaucja płatne natychmiast.”
„Madison, proszę.”
Zatrzymałem się w drzwiach.
„Masz trzydzieści sekund na decyzję. Podpisz umowę po stawce rynkowej albo zacznij się pakować. To więcej niż hojność. Prawnie rzecz biorąc, mógłbym zażądać od ciebie wyprowadzki za trzydzieści dni, bo jesteś w miesięcznym związku”.
Dokładnie te same słowa, których użyła wobec mnie godzinę temu.
„Dwadzieścia sekund.”
Victoria rozejrzała się po pokoju, szukając wsparcia. Wszystkie twarze były odwrócone, z wyjątkiem wujka Teda, który po prostu pokręcił głową.
„Dziesięć sekund.”
„Podpiszę” – wyszeptała.
To jest moment, w którym wszystko się zmienia. Ale zanim zdradzę, kto przeszedł przez te drzwi, chcę wiedzieć: czy zdarzyło ci się kiedyś, że ktoś cię całkowicie nie docenił? Ten moment, kiedy myślał, że ma wszystkie karty w garści, nie wiedząc, że grałeś w zupełnie inną grę? Podziel się swoją historią w komentarzach. I pamiętaj, że najlepszą zemstą wcale nie jest zemsta. To sukces, którego się nie spodziewał.
Zobaczmy teraz, co się stanie, gdy założenia spotkają się z rzeczywistością.
Robert Chen z precyzją i rozwagą położył teczkę na stoliku kawowym babci. Kliknięcie zamków rozbrzmiało echem w cichym pokoju.
„Pani Hayes, zgodnie z prośbą, dostarczyłem całą istotną dokumentację dotyczącą pani nieruchomości przy Riverside Drive 1520.”
„Moja własność?” Głos Victorii był ledwie szeptem. „Masz na myśli majątek powierniczy?”
„Nie” – odpowiedział Robert po prostu.
Wyciągnął grubą teczkę oznaczoną pieczęcią stanu Nowy Jork.
„Mam na myśli nieruchomość pani Madison Hayes, nabytą za pośrednictwem Riverside Holdings LLC 15 marca, trzy lata temu”.
Rozłożył dokumenty na stole niczym pokerzysta pokazujący pokera królewskiego: akt sprzedaży, dokumenty przeniesienia własności, certyfikat własności, a we wszystkich widniało moje nazwisko jako jedynego wspólnika Riverside Holdings LLC.
„To niemożliwe” – powiedziała Victoria, chwytając akt własności. Jej ręce lekko drżały. „Trust został sprzedany firmie inwestycyjnej. Sprawdziłam kupujących”.
„Sprawdziłeś, czy mają fundusze” – poprawił Robert. „Nie sprawdziłeś, kto jest właścicielem spółki LLC. Dość niedbale jak na kogoś, kto szczyci się dbałością o szczegóły”.
Wujek Ted pochylił się do przodu, studiując papiery.
„Madison, jak ty…”
„Babciu” – powiedziałem po prostu. „Zostawiła mi coś poza główną posesją. Powiedziała, że będę wiedział, kiedy tego użyć”.
„Ale sama zaliczka byłaby…”
„560 000” – podpowiedziałem. „Dwadzieścia procent z 2,8 miliona dolarów. Babcia zostawiła mi 200 000 dolarów. Pożyczyłem kolejne 200 000 dolarów od prywatnego pożyczkodawcy, który wierzył w potencjał budynku. Reszta pochodziła z trzech lat oszczędzania wszystkiego, podczas gdy wy wszyscy myśleliście, że mam kłopoty”.
„Kłamałeś” – oskarżyła go ciotka Patricia.
„Rozwijam biznes” – poprawiłam cicho – „nie prosząc o pomoc, jałmużnę ani zniżki rodzinne na cokolwiek, poza mieszkaniem, które już wynajmowałam”.
Robert wyciągnął kolejny dokument.
„Aktualna wartość budynku według wyceny z zeszłego miesiąca”.
Wiktoria przeczytała numer. Jej twarz zbladła, potem poczerwieniała, a potem znowu zbladła.
„4,2 miliona dolarów”.
„Pięćdziesiąt procent wzrostu w ciągu trzech lat” – potwierdził Robert. „Twoja siostra to niezły inwestor. Każdy lokal wyremontowany, 98% obłożenia, lista oczekujących na wolne miejsca”.
„Z wyjątkiem penthouse’u” – dodałem. „Najemca był tam trudny. Odmawiał podwyżek, płacił poniżej stawki rynkowej, ciągle narzekał, ale nie pozwalał nikomu niczego naprawiać”.
Ironia była dusząca.
Wiktoria drżącymi rękami odłożyła papiery.
„Pani Hayes” – Robert zwrócił się do mnie formalnie. „Czy mam przedstawić pani nową umowę najmu dla pani Victorii Hayes?”
„Proszę, zrób to.”
Wyciągnął standardową umowę najmu, taką samą, jaką Victoria machnęła mi przed twarzą godzinę temu.
„8500 dolarów miesięcznie. Wymagana kwota imienia, nazwiska i kaucji. Do zapłaty natychmiast: 25 500 dolarów”.
„To szaleństwo” – zaprotestowała Wiktoria.
„To cena rynkowa” – powiedziałem spokojnie. „Za trzypokojowy penthouse z widokiem na park w tej okolicy. Właściwie mógłbym dostać 9000 dolarów, ale oferuję niewielką zniżkę rodzinną”.
„Chcesz poznać tę naprawdę ironiczną część?” – zapytałam, stojąc przy zdjęciu babci na kominku. „Wszystkiego się od ciebie nauczyłam, Victorio. Wszystkie te rodzinne spotkania, na których tłumaczyłaś prawo nieruchomości, wartości nieruchomości, mechanizmy rynkowe – słuchałam. Każdego słowa”.
Robert kontynuował wyciąganie dokumentów z teczki.
„Jest też kwestia zaległych płatności. Pani Victoria Hayes zaniża stawki rynkowe od 36 miesięcy”.
„Zaległe płatności?” Głos Victorii załamał się. „Nie można działać wstecz…”
„Nie, nie” – powiedziałem. „Postanowiłem umorzyć 144 000 dolarów zaległego czynszu. Potraktuj to jako moją ostatnią zniżkę rodzinną”.
Numer zawisł w powietrzu. Derek upuścił telefon. Ręka ciotki Patricii powędrowała do jej piersi.
„144 000 dolarów” – powtórzył powoli wujek Ted.
„4000 dolarów miesięcznie poniżej ceny rynkowej pomnożonej przez 36 miesięcy” – potwierdził Robert. „Pani Madison Hayes jest wyjątkowo hojna”.
„Hojna?” Victoria zaśmiała się gorzko. „Planowała to od trzech lat”.
„Prowadzę firmę od trzech lat” – poprawiłem. „Po prostu byłeś najemcą. To, że postanowiłeś mnie dzisiaj upokorzyć w sprawie czynszu – to po prostu kosmiczny zbieg okoliczności”.
„Nie udawaj, że to przypadek.”
„Masz rację. Nie jest.”
Wyciągnąłem telefon i pokazałem kalendarz.
„Miałem o tym z tobą porozmawiać prywatnie w przyszłym tygodniu. Daję ci trzy miesiące na przystosowanie się, ustalenie planu spłaty i pozostanie to między nami”.
Rozejrzałem się po pokoju.
„Ale chciałeś nauczyć mnie sukcesu na oczach wszystkich. Więc oto twoja lekcja.”
Robert odchrząknął.
„Pani Hayes, czy mam wspomnieć o pozostałych lokatorach?”
„Jakich innych lokatorów?” zapytała nerwowo kuzynka Janet.
Uśmiechnąłem się.
„Myśleliście, że Victoria jest jedyną osobą z rodziny, która dostała zniżkę?”
Pokój zamarł. Widziałem, jak na kilku twarzach pojawia się rozpoznanie.
„Wujku Ted, wynajmujesz domek ogrodowy za 1800 dolarów. Cena rynkowa to 3200 dolarów. Kuzynka Amy, twój kawalerka – płacisz 1500 dolarów. Cena rynkowa to 2600 dolarów”.
„Madison” – zaczął wujek Ted – „przecież nie zamierzasz bez ostrzeżenia potroić naszego czynszu”.
„Nie. W przeciwieństwie do Victorii, wierzę w odpowiednie powiadomienie i rozsądne dostosowania.”
Odwróciłem się do siostry.
„Ale ty… chciałeś zrobić ze mnie przykład. Gratulacje. Teraz ty jesteś przykładem.”
„Moja klientka jest właścicielką tego budynku od trzech lat” – powiedział Robert, a w jego głosie brzmiała moc prawna. „Utrzymywała czynsze dla członków rodziny poniżej rynkowych z życzliwości, a nie z obowiązku. Ta życzliwość kończy się tam, gdzie zaczyna się brak szacunku”.
Victoria stała powoli, a jej markowe obcasy stukały o drewnianą podłogę babci.
„Madison, czy możemy o tym porozmawiać prywatnie?”
„To sprawa między dorosłymi, którzy odnieśli sukces” – powiedziałem, po raz kolejny używając jej słów. „Chciałaś przejrzystości stawek rynkowych. Proszę bardzo. 8500 dolarów miesięcznie albo wyprowadzka za sześćdziesiąt dni. Twój wybór. Wolałem zachować moje inwestycje w tajemnicy” – dodałem. „Ale ty dziś uniemożliwiłeś mi to”.
„Oto, co się stanie” – powiedziałam spokojnym i profesjonalnym głosem. „Victoria, masz dwie możliwości. Podpisz nową umowę najmu po stawce rynkowej – 8500 dolarów miesięcznie – albo wyprowadź się w ciągu sześćdziesięciu dni. Daję ci dodatkowy miesiąc ponad ustawowe wymogi, bo mimo wszystko wciąż jesteś moją siostrą”.
„To jest wymuszenie.”
„To jest biznes. Twoje słowa, nie moje.”
Zwróciłem się do Roberta.
„Należy pamiętać, że pani Victoria Hayes została poinformowana o zmianie czynszu w obecności świadków”.
Robert robił notatki w swoim notesie.