Zamarłem na sekundę.
To była ona.
Znalazłem ich.
Przełknęłam ślinę i zaczęłam mówić tak spokojnie, jak tylko potrafiłam.
„Khloe, to ja, Liv. Muszę porozmawiać z tobą i Milesem.”
Nastała cisza tak ciężka, że niemal czułem ją przez metalowy głośnik.
Potem usłyszałem stłumione głosy po drugiej stronie, szepty, coś, co brzmiało jak stłumiona kłótnia.
W końcu Khloe znów się odezwała.
„Nie jesteśmy tutaj. Pomyliłeś mieszkanie.”
I przerwała połączenie.
„Nie jesteśmy tutaj”.
Najbardziej absurdalne zdanie, jakie można wypowiedzieć tuż po odebraniu telefonu.
Nacisnąłem przycisk ponownie.
Nic.
Cisza.
Byli tam, ignorując mnie, chowając się jak dzieci, które myślą, że jeśli zamkną oczy, nikt ich nie zobaczy.
Poczułem, jak wściekłość narasta mi w gardle niczym gorąca lawa.
Nie zamierzałem na to pozwolić.
Nie po wszystkim.
Odsunąłem się od drzwi i czekałem na chodniku.
Wiedziałem, że prędzej czy później ktoś wejdzie lub wyjdzie, a ja będę mógł wślizgnąć się do środka.