O 23:30 odkryłem, że całe moje portfolio programistyczne zniknęło. Wszystkie projekty zostały wymazane z mojego laptopa, repozytoria GitHub zostały usunięte, nawet moje kopie zapasowe w chmurze jakimś sposobem zostały odzyskane i usunięte. Tata stanął w drzwiach, trzymając dysk z kopią zapasową i złamał go na pół jak gałązkę.
„Kobiety nie potrafią kodować. Przestańcie nas zawstydzać” – powiedział chłodno.
Mama pojawiła się za nim i skinęła głową. „Technologia jest dla prawdziwych mężczyzn, takich jak twój brat Tyler”.
Moją rozmowę kwalifikacyjną w Space Forward Technologies — firmie zajmującej się lotnictwem i kosmonautyką, do której marzyłem od czasów studiów — zaplanowano na jutro rano na dziewiątą.
Nie mieli pojęcia o moim tajnym serwerze.
Już trzy miesiące przed tą koszmarną nocą moje życie zmierzało w kierunku tego momentu, chociaż nie spodziewałam się go.
Po ukończeniu z wyróżnieniem informatyki na Uniwersytecie Stanforda, pracowałem w małym startupie DataFlow Solutions, budując jednocześnie swoje portfolio wieczorami i w weekendy. Moi rodzice, Harold i Diane Peterson, właściciele Peterson Construction – jednej z najbardziej udanych firm budowlanych w Denver – nigdy nie popierali mojego wyboru kariery.
Kontrast między tym, jak traktowali mnie, a tym, jak traktowali mojego starszego brata Tylera, był czymś, z czym miałem do czynienia od dzieciństwa, ale stał się on bardziej widoczny, odkąd poszedłem na studia.
Bez wahania zapłacili za przeciętny dyplom Tylera z zarządzania na uczelni państwowej, mimo że ledwo utrzymywał średnią ocen 2,5 i trzykrotnie zmieniał kierunki studiów. Tymczasem, kiedy dostałem się na Stanford, tata się śmiał.
„Po co mielibyśmy marnować pieniądze, posyłając dziewczynę do tak drogiej szkoły, z której zrezygnuje, gdy urodzi dzieci?”
Zaciągnęłam kredyt studencki, który prześladował mnie przez następne dziesięć lat, pracowałam na trzech półetatowych etatach w czasie studiów i przeżyłam dzięki makaronowi ramen i determinacji.
Tyler, mający wówczas trzydzieści dwa lata, pracował w firmie taty jako starszy kierownik projektu – tytuł, który oznaczał, że pojawiał się około dziesiątej rano, jadł dwugodzinne przerwy obiadowe i wychodził o trzeciej na golfa. Zarabiał sześciocyfrową kwotę, mieszkał za darmo w odnowionym domku gościnnym moich rodziców i jeździł BMW za 70 000 dolarów, które kupili mu na trzydzieste urodziny. Sam domek gościnny miał trzy tysiące stóp kwadratowych, w pełni wyposażoną kuchnię, dwie sypialnie i widok na góry.
W międzyczasie wynająłem ciasne, sześćsetmetrowe mieszkanie w budynku, który dawno powinien zostać wyburzony. Zimą ogrzewanie ledwo działało, latem klimatyzacja nie działała, a ja zabiłem więcej karaluchów, niż zdołałem zliczyć. Moja piętnastoletnia Honda Civic miała przejechane dwieście tysięcy mil i wydawała zgrzytliwy dźwięk za każdym razem, gdy skręcałem w lewo.
Pracowałem siedemdziesiąt godzin tygodniowo — nie dlatego, że budowałem swoją przyszłość w startupie, ale dlatego, że potrzebowałem wynagrodzenia za nadgodziny, żeby spłacić pożyczkę studencką.
Startup nagle upadł w czwartkowe popołudnie. Nasz prezes zebrał nas wszystkich dwudziestu trzech w sali konferencyjnej i ogłosił, że nasz główny inwestor się wycofał. Mieliśmy dwa tygodnie odprawy, jeśli dopisze nam szczęście.
Siedziałem w samochodzie na parkingu przez godzinę, licząc, jak długo wytrzymam bez dochodu. Sześć tygodni, może siedem, jeśli będę jadł tylko raz dziennie.
W tę niedzielę, podczas obowiązkowego cotygodniowego rodzinnego obiadu, opowiedziałem wszystkim o stracie pracy.
Tyler roześmiał się głośno i wylał piwo na nieskazitelnie biały obrus mamy.
„Może to wszechświat podpowiada ci, żebyś znalazła sobie prawdziwą pracę” – powiedział, ocierając usta grzbietem dłoni. „Mogłabyś zostać sekretarką taty. Byłabyś w tym dobra – w porządkowaniu akt i robieniu kawy”.
Mama entuzjastycznie skinęła głową, a jej perłowy naszyjnik błyszczał w świetle żyrandola.
„Och, to wspaniały pomysł. Mógłbyś odbierać telefony w firmie. Masz taki miły głos i świetnie byś sobie poradził z organizacją kalendarza Tylera. Jest taki zajęty wszystkimi swoimi ważnymi projektami.”
Tata odchylił się na krześle, a skóra zaskrzypiała pod jego ciężarem.
„Mogłabym zacząć od czterdziestu tysięcy rocznie. To hojna stawka jak na sekretarkę bez doświadczenia. Poza tym nauczysz się, jak działa prawdziwy biznes, a nie te komputerowe bzdury”.
Próbowałem wytłumaczyć, że jestem programistą. Że zbudowałem całe systemy od podstaw. Że mój kod przetwarza obecnie miliony punktów danych na potrzeby badań naukowych.
Ale oni nie słuchali.
Nigdy nie słuchali.
Po kolacji pomogłem mamie posprzątać ze stołu, podczas gdy Tyler i tata poszli oglądać mecz. W kuchni delikatnie dotknęła mojego ramienia.
„Kochanie, wiem, że jesteś dumna, ale może czas pogodzić się z rzeczywistością. Niektórzy ludzie są stworzeni do pewnych rzeczy. Tyler ma wrodzony instynkt biznesowy, cechy przywódcze. Ty lepiej nadajesz się do ról drugoplanowych. Nie ma w tym nic wstydliwego”.
Później tego wieczoru, będąc w domowym biurze taty, szukałem długopisu, żeby zanotować oferty pracy, gdy zauważyłem na biurku otwartego laptopa Tylera. Na ekranie pojawiła się prezentacja na temat „rewolucyjnego systemu zarządzania budową”, który miał przekształcić Peterson Construction w lidera technologicznego.
Tata chwalił się tym na konferencjach branżowych, przypisując Tylerowi tę innowację.
Z ciekawości przyjrzałem się bliżej fragmentom kodu w prezentacji. Krew mi zmroziła krew w żyłach.
Od razu rozpoznałem, że to szablon z CodeCanyon, strony internetowej, na której można było kupić podstawowe szablony oprogramowania za pięćdziesiąt dolarów. Tyler prawie go nie zmodyfikował – zmienił tylko kilka kolorów i nakleił logo firmy. Kod był bezużyteczny, pełen luk w zabezpieczeniach i przestarzałych funkcji. System się zawieszał, gdy tylko ponad dziesięciu użytkowników próbowało uzyskać do niego dostęp jednocześnie.
Ale Tyler awansował na wiceprezesa na podstawie tej „innowacji”. Tata ogłosił to na ostatnim spotkaniu firmowym, chwaląc „techniczny geniusz” Tylera i jego „wizję przyszłości”. Awans wiązał się z podwyżką pensji do dwustu tysięcy dolarów rocznie i firmowym samochodem Tesla.
Zrobiłem zdjęcia wszystkiemu telefonem. Nie byłem pewien, co z nimi zrobię, ale wiedziałem, że potrzebuję dowodów.
Gdy wychodziłem z biura, wszedł Tyler, lekko wstawiony po piwie wypitym przy kolacji.
„Co tu robisz?” zapytał.
„Szukam długopisu” – powiedziałem, podnosząc ten, który znalazłem.
Podszedł bliżej, a w jego oddechu czuć było alkohol.
„Wiesz, Lacy, naprawdę powinnaś rozważyć ofertę taty. Całe to kodowanie, które robisz, jest żenujące. Kiedy jestem na spotkaniach biznesowych i ludzie dowiadują się, że moja siostra myśli, że jest programistką, śmieją się. Kobiety nie mają logicznego myślenia wymaganego do prawdziwego programowania. To nauka.”
„Dlatego kupiłeś swój „rewolucyjny” system oprogramowania w Internecie?” – zapytałem cicho.
Jego twarz zrobiła się czerwona, a potem biała.
„Nie wiem, o czym mówisz.”
„CodeCanyon. Pięćdziesiąt dolarów. Szablon numer 47892. Podstawowy system zarządzania budową. Nawet nie zmieniłeś domyślnego hasła administratora.”
Złapał mnie za ramię i ścisnął tak mocno, że zrobiły mi się siniaki.
„Trzymasz język za zębami. Nie znasz się na biznesie ani technologii. Po prostu zazdrościsz, bo mama i tata mnie kochają”.
Odsunęłam się i odeszłam, czując pulsowanie w ramieniu.
Ale tamtej nocy dowiedziałem się czegoś ważnego.
Tyler nie był tylko faworyzowanym dzieckiem.
Był oszustem. A moi rodzice byli zbyt zaślepieni swoimi uprzedzeniami, żeby to zauważyć.
Dwa tygodnie po tym, jak straciłam pracę, przeglądałam oferty pracy o trzeciej nad ranem, nie mogąc spać ze stresu, aż w końcu znalazłam to.
Space Forward Technologies, firma z branży lotniczo-kosmicznej z siedzibą w Denver, specjalizująca się w systemach komunikacji satelitarnej, ogłosiła nabór na stanowisko starszego programisty. Serce zabiło mi mocniej, gdy przeczytałem wymagania. Potrzebowali osoby ze znajomością systemów rozproszonych, protokołów bezpieczeństwa i przetwarzania danych w czasie rzeczywistym.
Wyglądało to tak, jakby napisali ten wpis specjalnie dla mnie.
Space Forward nie było zwykłą firmą. Rewolucjonizowali komunikację satelitarną, realizując kontrakty z NASA i Departamentem Obrony. James Morrison, ich prezes, był legendą w świecie technologii – kimś, kto zbudował trzy odnoszące sukcesy firmy przed czterdziestką. Praca tam nie tylko pozwoliłaby mi opłacić rachunki. Wyniosłaby moją karierę w stratosferę.
Proces rekrutacji był intensywny. Kandydaci oczekiwali czegoś więcej niż tylko CV i listu motywacyjnego. Potrzebowali portfolio, które przedstawiałoby konkretne kompetencje i realizacje projektów, które mogliby przetestować i ocenić.
Większość deweloperów przedstawiłaby dwa lub trzy projekty.
Postanowiłem pójść dalej.
Przez kolejne dwa miesiące prawie nie spałem. Stworzyłem trzy wyrafinowane projekty, które pokazały wszystko, co potrafię.
Pierwszym z nich był system przetwarzania danych w czasie rzeczywistym, który mógł obsługiwać miliony danych wejściowych na sekundę, sortując i analizując dane telemetryczne z satelitów z dokładnością 99,9%. Do przetwarzania strumieniowego wykorzystałem platformę Apache Kafka i zaimplementowałem niestandardowe algorytmy, które zmniejszyły opóźnienia o sześćdziesiąt procent w porównaniu ze standardowymi rozwiązaniami.
Drugim projektem był protokół bezpieczeństwa dla komunikacji satelitarnej, wykorzystujący szyfrowanie odporne na ataki kwantowe. Wraz z pojawieniem się komputerów kwantowych na horyzoncie, obecne metody szyfrowania wkrótce miały stać się przestarzałe. Mój protokół wykorzystywał kryptografię opartą na sieciach, która miała pozostać bezpieczna nawet przed atakami kwantowymi. Napisałem dokument wyjaśniający stojącą za nim matematykę i stworzyłem działającą demonstrację pokazującą, jak protokół ten może chronić komunikację satelitarną nawet przed najbardziej zaawansowanymi zagrożeniami.
Trzeci projekt był moim arcydziełem: oparte na sztucznej inteligencji narzędzie do optymalizacji trajektorii, które pozwalało obliczać najbardziej efektywne pod względem zużycia paliwa trasy dla satelitów, unikając przy tym kosmicznych śmieci. Wytrenowałem sieć neuronową na dziesięciu latach historycznych danych satelitarnych, a ona potrafiła przewidywać optymalne trajektorie z większą dokładnością niż jakiekolwiek inne rozwiązanie dostępne obecnie na rynku. Same potencjalne oszczędności paliwa mogłyby przynieść firmom oszczędności rzędu milionów dolarów na satelitę.
Wdrożyłem wszystko na serwerach w chmurze, stworzyłem obszerną dokumentację i zbudowałem interaktywne dema, które każdy mógł przetestować. Moje repozytoria na GitHubie pokazały dwa lata konsekwentnego wkładu, dowodząc, że to nie była praca, którą sam skleciłem dla aplikacji. To była praca mojego życia – dowód niezliczonych nocy i weekendów spędzonych na doskonaleniu swojego warsztatu.
Sześć tygodni po rozpoczęciu przygotowań, byłem u rodziców i naprawiałem drukarkę, gdy tata znalazł na stoliku kawowym moje wydrukowane materiały przygotowawcze. Przeglądałem je, czekając na instalację sterowników. Jego wzrok przesunął się po stronach, a ja widziałem, jak jego wyraz twarzy zmienił się z zakłopotania w zainteresowanie, a potem w coś jeszcze bardziej mrocznego.
„Space Forward Technologies” – powiedział powoli. „Aplikujesz do firmy Jamesa Morrisona?”
„Tak” – odpowiedziałem ostrożnie, próbując ocenić jego reakcję.
Tata odłożył papiery i spojrzał na mnie.
„Od dwóch lat próbuję umówić się na spotkanie z Morrisonem. Jego firma buduje nowy zakład, a kontrakt budowlany jest wart pięćdziesiąt milionów dolarów. Czy masz pojęcie, co to oznacza dla naszej firmy?”
„To wspaniale, tato, ale chodzi o stanowisko dewelopera, a nie pracownika budowlanego” – powiedziałem.
W jego oczach zabłysła myśl, która sprawiła, że ścisnęło mi się żołądek.
„Tyler powinien aplikować na to stanowisko. Morrison natychmiast zatrudniłby syna Harolda Petersona. To by nam otworzyło drzwi. Zbudowalibyśmy tę relację”.
„Tato. Tyler nie umie kodować. To stanowisko starszego programisty. Potrzebują kogoś, kto potrafi budować systemy komunikacji satelitarnej”.
Tata machnął ręką lekceważąco.
„Tyler się uczył. Pokazał mi system, który zbudował dla naszej firmy. Jest w tym urodzonym geniuszem. W przeciwieństwie do ciebie, który udawał programistę. Jakie to może być trudne? To po prostu pisanie na komputerze”.
Próbowałem wytłumaczyć mu, jak skomplikowana jest ta praca, jakie lata nauki są do tego potrzebne, jaka wiedza matematyczna jest niezbędna, ale tata już wyciągnął telefon i dzwonił do Tylera.
„Tyler, chodź tu. Znalazłem twoją następną szansę.”
Podczas gdy czekaliśmy, tata zasypywał mnie pytaniami o stanowisko, firmę i proces rekrutacji. Odpowiadałem niechętnie, patrząc, jak robi notatki na telefonie.
Kiedy dwadzieścia minut później przybył Tyler, tata już obmyślał plan.
„Lacy pomoże ci ubiegać się o to stanowisko” – oznajmił tata. „Idealnie. Jak już będziesz w Space Forward, będziesz mógł pomóc w podpisaniu umowy o roboty budowlane”.
Tyler wyglądał na zdezorientowanego.
„Ale nie wiem nic o satelitach ani niczym takim.”
„Zbudowałeś ten system oprogramowania dla firmy” – przypomniał mu tata. „To to samo, tylko dla satelitów. Lacy pomoże ci się przygotować”.
Wstałem.
„Nie. Nie zrobię tego. To moja szansa. Moja kariera. Pracowałem na to latami.”
Mama, która spokojnie robiła na drutach, siedząc w fotelu, w końcu przemówiła.
„Lacy, nie bądź samolubna. Tyler musi myśleć o rodzinie.”
Tyler nie był żonaty i nie miał dzieci, ale mama zawsze mówiła do niego tak, jakby jego przyszła, hipotetyczna rodzina była ważniejsza od mojej obecnej rzeczywistości.
„Mężczyźni potrzebują prestiżowych karier, żeby utrzymać rodziny” – powiedziała. „I tak wyjdziesz za mąż za kogoś odnoszącego sukcesy. Po co ci to?”
„Bo na to zasłużyłem” – powiedziałem. „Bo jestem w tym dobry. Bo to moje marzenie”.
Mama odciągnęła mnie na bok i poszła do kuchni. Jej głos zniżył się do szeptu.
„Kochanie, powiem ci coś dla twojego dobra. Przekazywałam twoje maile z tą Sandrą Williams Tylerowi. To ona jest rekruterką, prawda? Tyler analizował twoje odpowiedzi, uczył się, jak się prezentować. Złoży podanie, niezależnie od tego, czy mu pomożesz, czy nie. Czy nie byłoby lepiej, gdybyś pomogła mu odnieść sukces – dla rodziny?”
Zdrada była dla mnie jak cios fizyczny.
zobacz więcej na następnej stronie Reklama