Następująca potem cisza była cięższa niż jej słowa.
Odłożyłam telefon ekranem do przodu, a blask zniknął w marmurze.
Duma.
Słowo, którego nigdy nie przekazali mi bez porównania i warunku.
A jednak zostało to powiedziane zbyt późno, by być łagodnym, zbyt wcześnie, by można było mu wybaczyć.
Wróciłem do okien, poczta głosowa wciąż dźwięczała. Deszcz spływał po szybie rozmytymi, ukośnymi liniami. Światła miasta rozmazały się jak akwarela.
Szepnąłem w mrok: „Mam się dobrze”.
Nie im. Sobie.
Bo byłem.
Ponownie dotknąłem szkła, śledząc ścieżkę kropli deszczu spływającej w dół.
Nie potrzebowałem już ich dumy.
zobacz więcej na następnej stronie Reklama
Advertentie