Zacisnęła usta. „Ludzie porównują siostry. Nie chciałam, żebyś czuła się przyćmiona”.
„Nie” – powiedziałem cicho. „Nie chciałeś, żeby Alice czuła się przyćmiona”.
Jej milczenie było wyrazem akceptacji wszystkiego.
Wypuściła powietrze przez nos. „Jesteś niewdzięczny. To ja cię wychowałam”.
„Wiem” – powiedziałem. „I jestem wdzięczny. Ale to, że mnie wychowałeś, nie oznacza, że możesz mnie złamać za każdym razem, gdy wyjdę poza rolę, którą dla mnie napisałeś”.
Zesztywniała. „Przesadzasz”.
„Nie” – powiedziałem. „Po raz pierwszy w życiu reaguję w wystarczającym stopniu”.
Jej oczy błądziły dookoła, szukając wsparcia, kogoś, kto byłby świadkiem jej męczeństwa. Ale po raz pierwszy nikt nie rzucił się jej w obronę.
Nawet nie Alicja.
„Nie wykluczam cię” – dodałem delikatnie. „Ale stawiam granicę”.
„Co?”
„Granica” – powtórzyłam. „Kocham cię, mamo. Ale nie będę się już dla ciebie kurczyć”.
Jej twarz się skrzywiła – nie z żalu, lecz z obelgi. „Pożałujesz, że tak do mnie mówiłeś”.
Uśmiechnęłam się smutno. „Już żałuję, że pozwoliłam ci rozmawiać ze mną tak, jak zawsze to robiłaś”.
Odwróciłem się i poszedłem z powrotem w stronę imprezy, zostawiając ją samą na kamiennej ścieżce.
Reszta wieczoru wydawała się lżejsza niż jakiekolwiek inne wydarzenie w moim życiu. Tańczyłam z Maxem, z Alice, z ojcem. Ludzie komplementowali moją sukienkę, nie zdając sobie sprawy, że jest bliska zniszczenia. Mówili, że jest odważna, nowoczesna, elegancka. A z każdym komplementem patrzyłam w stronę matki – nie po to, by szukać aprobaty, ale by zaspokoić potrzebę jej otrzymania.
Później tej nocy, gdy słońce zachodziło i zapalały się światełka, Alicja odciągnęła mnie na bok.
„No więc” – powiedziała – „jak się z tym czujesz?”
“Co?”
„Aby w końcu stać się główną bohaterką swojej własnej historii”.
Spojrzałem na nią – naprawdę spojrzałem. Moja siostra, nie rywalka. Moja równa.
„Mam wrażenie” – powiedziałem cicho – „jakbym wstrzymywał oddech przez dwadzieścia osiem lat i w końcu wypuścił powietrze”.
Uśmiechnęła się. „Dobrze. Oddychaj dalej.”
Kiedy impreza w końcu dobiegła końca, Max i ja szliśmy trzymając się za ręce ścieżką ogrodową. Księżyc oświetlał brzegi mojej przerobionej sukienki.
„Wyglądasz idealnie” – mruknął.
„To nie jest sukienka, którą chciałam.”
„Nie” – powiedział, muskając mój policzek. „Już lepiej. To ta suknia, w której miałaś wyjść za mąż”.
“Dlaczego?”
„Ponieważ sam tak wybrałeś” – powiedział – „po tym, jak ktoś próbował pozbawić cię możliwości podjęcia tej decyzji”.
Poczułem gulę w gardle.
Dotarliśmy do końca ścieżki. Wokół nas rozciągała się noc, ciepła i cicha.
„Wiesz” – powiedziałem – „gdyby nie spaliła tej sukienki…”
„Nie przeciwstawiłbyś się jej” – dokończył.
“Tak.”